Biznes, jako prywatne wiezienie



Biznes, jako prywatne więzienie?

Od czasu do czasu piszę wpisy o różnych ludziach, których poznaję bliżej i dowiaduję się o ich biznesie, który mieli bądź ciągle prowadzą, dziś będzie mała, ucząca życia historia z restauracją kebab, która po 7 latach zakończyła się niespodziewanym zakończeniem.

Początek biznesu toczył się 8 może 10 lat temu, gdy pewien pan o imieniu Ali miał wolne 12 tys. euro, mało ważne, że to Bułgar chcący otwierać Turecką restauracje w Holandii. Główny bohater posiadał 12 tys. euro i tak los chciał, że znalazł wspólnika, z który dysponował 2x większym kapitałem. Po zarejestrowaniu spółki, zakupili potrzebny sprzęt wynajęli 2 piętrowy lokal naprzeciw dworca w dość dużym mieście Weert i nie wiedząc nic o biznesie rozpoczęli we dwoję zatrudniając jednego pracownika. Jak to mówi Ali między godz. 18 a 22 nie wyrabiali z zamówieniami nawet pracując w 3rójkę, zimą szło gorzej latem wiadomo lepiej. Najtrudniejszy dal nich był pierwszy rok, w którym mieli masę problemów, z którymi sobie powoli radzili i z każdym następnym było coraz łatwiej.
Dziennie w kasie lądowało ok 600-700€ a w weekendy nawet 1000-1300€ co daje ładną kupkę, którą wspólnicy dzielili następująco: odkładali na czynsz, gaz, wodę i media, potem na wypłaty pracowników a to, co zostało dzielili na 66% i 33% do podziału, Oczywiście Pan z wkładem 12 k i zyskiem 33% pracował po 14 h dziennie 7 dni w tyg., jako kierownik a Pan z 24 k z udziałem 66% po 7-8max, bo on więcej włożył kapitału. Tak się dogadali czy to sprawiedliwe??? Kolega mówił, że miał na czysto 20% od jednego kebaba, co dawało mu ok 100€ na dzień i 3 000 € miesięcznie, z których opłacony za 220€ księgowy robił tak, że nic podatku nie odprowadzali przez prawie 7 lat działania…

Ha tu się zaczyna cały majstersztyk udanego bądź nieudanego biznesu
jak to jeden wspólnik coś próbuje i mu się udaje wycyckać.  W planach już otwarcie drugiego oddziału w Tilburg aż tu pewnego nie pięknego dnia jeden z wspólników po strzelaniu gangsterów ucieka do Hiszpanii gdzie słuch o nim ginie na zawsze, zabiera ze sobą całą kasę z sejfu, kasy i zostawia współwłaściciela z długami i kredytami, których udało mu się sądowo uniknąć. Historia Prawdziwa, z którego wyszedł z obronną ręką i dzięki której zdobył tak wartościowe życiowe doświadczenie, że pomagał już innemu biznes-start-upowi z wejściem na rynek. Dziś ten kolega pracuje na etacie w magazynie zarabiając 1350€ miesięcznie za 28h w tyg. zamiast 3000 €. za siedzenie 14 h w własnym więzieniu.

Macie jakieś pytania dotyczące bohatera staram się odpowiedzieć na wasze wątpliwości.


Komentarze

  1. Skoro udało mu się obronić przed płaceniem długów, to dlaczego na własną rękę czegoś nie otworzył? Lub nie założył jakiejś firmy, skoro zdobył to doświadczenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapytam o to, czemu sam czegoś nie otworzył, pomimo doświadczenia, aczkolwiek wydaje mi się, że nie miał odmrożonego kapitału.

      Usuń
  2. Popraw te 3000 tys., bo ja nawet i za 3 000 000€ i 15h moglbym siedziec w wlasnym wiezieniu:)
    A historia jakich wiele, czasem mam wrazenie ze przegielismy troche w tym zachlysnieciu sie kapitalizmem i idei od zera do milionera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, już poprawione ;) można się wiele nauczyć na cudzych błędach słuchając takich historii z życia wziętych.

      Usuń
  3. Bardzo interesująca historia. Zmusza do myślenia. Uczy, że nie możemy wszystkim ufać i pochopnie wybierać wspólnika. Jednak na przyszłość Ali będzie bardziej ostrożny, a swoją drogą i tak więcej zarabia niż w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ali mówi że nie będzie już z nikim wchodził w spółkę ;) On pracuje ze mną i widuję się z nim codziennie nawet jak ja mu zaproponowałem pewien układ to odmówił ;p W Polsce godzina pracy jest g***o warta na niskich stanowiskach dlatego tez wyjechałem do Holandii.

      Usuń

Prześlij komentarz